Holyfood, czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe

Na spotkanie z Szymonem Hołownią trafiłam trochę przypadkiem. Byłam przekonana, że dotyczyć ma ono promocji jego nowej książki kucharskiej. Zwiedziona tytułem „Holyfood czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe.”, oczekiwałam wykładu o tradycyjnej kuchni chrześcijańskiej. Na szczęście tak się nie stało.


Autor na początku spotkania zażartował, że uprawia trochę taki ‘katocoaching’. Hmm, coaching…właśnie wtedy rozbudził moją ciekawość. Okazało się, że książka to faktycznie zbiór przepisów, ale z kuchnią łączy je tylko forma, składniki, gramatury, kolejne kroki i czas potrzebny na ich wykonanie. Natomiast nie znajdziemy w niej pomysłu na to, jak upiec tradycyjny chleb, a raczej dowiemy się z niej, jak wysmażyć cuda i wykarmić wygłodniałą duszę.

Spotkanie z Panem Szymonem było trochę zabawne, delikatnie wzruszające. Kiedy doszliśmy do tematu jego fundacji Kasisi, chyba nie tylko w moich oczach pojawiły się łzy. Można to ująć jednym krótkim zdaniem: „Działo się!”

Przez cały wieczór miałam wrażenie, że wszystko co mówi autor książki o tym, jaka jest tak naprawdę esencja chrześcijaństwa i jak żyć dobrze, wydawało mi się być niezwykle bliskie temu, co znam z nauki psychologii i coachingu.

Podczas spotkania najnowszej książki Hołowni ze sobą nie miałam. Natomiast myślałam o niej przez cały weekend. No i w poniedziałkowe popołudnie ruszyłam żwawo do księgarni.  Pewnie kierował mną głód.  Wieczór spędziłam na studiowaniu przepisów.


To, co mnie ujęło w propozycji Pana Szymona, to po pierwsze prostota przekazu. Autor trafia do czytelnika używając skojarzeń bliskich popkulturze. Daleko mu do patetycznego, mentorskiego tonu: „Głęboko wierzę, że każdy z nas może być George’em Clooneyem kuchni.  Dlaczego właśnie nim? Bo to jest aktor, który w żadnym filmie, jeszcze niczego nie zagrał, we wszystkich, które widziałem, po prostu był George’em Clooneyem.” Zabawne prawda? Dowcipne, a jednocześnie wszyscy wiemy, o co tak naprawdę chodzi. I to jest sposób w jaki we współczesnym świecie powinno mówić się o duchowości i religii, by dotrzeć do ludzi.

Druga rzecz, która mnie ujęła to MIŁOŚĆ. Często zapominamy o tym, że to jest właśnie podstawa chrześcijaństwa. MIŁOŚĆ do samego siebie i do bliźniego. Nie prawa i dogmaty kościoła. I to ona jest podstawowym składnikiem w kuchni.

W książce znajdziemy kilka takich rad perełek, które są bardzo spójne z przekazem psychologii pozytywnej np.:

„Sposób: usunąć z szafki z produktami słowo „proszę”. Zawsze, gdy masz ochotę go użyć w relacji z ludźmi czy z Bogiem, sięgaj po słowo „dziękuję”. Nawet jeśli nie ma specjalnej okazji, pilnuj, by używać go przynajmniej raz na godzinę, światło, które w nim jest musi stale działać na egzystencjalne złogi”. Zadanie brzmi banalnie, w realizacji jest niezwykle trudne, nowy nawyk wchodzi jednak w krew po mniej więcej trzech-pięciu dniach”.

lub:

„Spróbuj przeżyć dzień, ucinając wszelkie próby opowiadania co u ciebie, dopytując do oporu, co słychać u innych. Przeformułuj komunikaty, tak, by rzeczywiście były nakierowane na innych, nie na ciebie.  Nie mów: „Martwię się”, ale: „Czego teraz potrzebujesz?. Nie: „Cieszę się”, ale: „Wspaniale sobie poradziłeś”. Nie: „Tęsknię”, ale: „Bardzo tu Ciebie brakuje”.

Komu polecam książkę? Osobom, które są otwarte na dyskusje, ze samym sobą, z autorem, a może nawet z Bogiem. Ostrożna byłabym w polecaniu jej ludziom bardzo ortodoksyjnym, w którąkolwiek ze stron. Przypuszczam, że osoby bardzo przeciwne kościołowi katolickiemu lub samej wierze chrześcijańskiej, mogą czuć się rozdrażnione czytając lekturę. Zaś osoby bardzo ortodoksyjnie podchodzące do nauk kościoła, mogą czuć w sobie wewnętrzny bunt np. czytając o tym, jak Hołownia rozprawia się z kwestią budowania przez księży niskiej samooceny wśród młodzieży.

Jeśli jednak jesteś otwarty na inny punkt widzenia lub czujesz jakiś wewnętrzny duchowy głód to na pewno dobra książka dla Ciebie.

Dlaczego piszę o niej na blogu poświęconemu coachingowi i samorozwojowi? Istnieje typ coachingu nazywany przez niektórych coachingiem spirytualnym, duchowym, coachingiem przez duże C lub na najwyższym poziomie. Nie każdy coach decyduje się na pracę w tym obszarze. Jest to zależne od naszych wartości, doświadczeń i poglądów religijnych. Nie z każdym klientem można w ogóle do tego poziomu dotrzeć i nie każdy tego potrzebuje. Jako coachowie możemy jednak czasem trafić na klientów, dla których wartości religijne i te związane z duchowością są bardzo istotne i w oparciu o nie formułują oni swoje cele. Myślę, że lektura Holyfood może być rozwojowym materiałem dla coacha, który postanowił podjąć takie wyzwanie.



Poza tym jest to również świetny materiał do self-coachingu w obszarze duchowym. Zwłaszcza, że autor zadbał o to, by czytelnik dostał plan działania i prace domowe do wykonania i stał się Clooneyem duchowej gastronomii.


JD.


Obraz: Bartolomé Estéban Murillo, La Cuisine des Anges
Zdjęcie:W magazine: The Art Issue
Hollyfood 

You May Also Like

2 komentarze

  1. Świetna relacja ze spotkania. Zdjęcie na końcu wpisu - mistrzostwo Internetu :-)
    Książka mignęła mi ostatnio w EMPIKu, ale zatrzymałem się nad nią. Wrócę, przekartkuję, może kupię...?
    P.S. Tytuł chyba faktycznie mylący, bo jak ją ujrzałem, to pomyślałem "książka kucharska od Hołowni?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa Twojej opinii na temat książki Adam. Przypomniałeś mi o niej i chyba dziś do niej właśnie wrócę. Taki wewnętrzny głód. ;)

      Usuń

Popularne posty

@julittadebska