Kim jest Tinderella i czy trzeba się jej bać?
Powróciłam do
pierwszej serii mojego ulubionego serialu o przygodach przyjaciółek z Nowego
Jorku. Bohaterki Seksu w Wielkim Mieście w latach 90tych borykały się właściwie
z tymi samymi problemami, z którymi spotykam się ja, moje koleżanki i klientki.
Caspering, ghosting, czyli zjawisko znikających niczym duchy mężczyzn,
istniało już wtedy. Relację Carry i Biga można było by określić współcześnie
mianem situationship. Wychodzi na to, że mamy po prostu nowe nazwy na zjawiska,
które istniały od lat. Większość pytań, które zadawała Carry w swoich
felietonach, pojawia się również w głowach współczesnych singielek. Dostrzegam
jedynie jedną istotną zmianę. Chociaż ciężko to sobie wyobrazić, to bohaterowie
serialu nie mieli wtedy jeszcze telefonów komórkowych! Dzwonili na telefony
stacjonarne pozostawiając nagrane wiadomości głosowe. Nie było więc smsów,
Messengera ani Tindera!
Nowy trend Tinderella?
Ostatnio głośno
jest o nowym typie randkowiczów i randkowiczek, czyli Tinderellach. Są to
osoby, które flirtują przez aplikacje randkowe, rozbudzają w drugiej stronie
nadzieje, platonicznie rozkochują w sobie, ale w ogóle nie zakładają
przeniesienia takich znajomości do rzeczywistości. Nazwa jest oczywiście
połączeniem dwóch słów, najpopularniejszej aplikacji randkowej i Cinderelli
czyli Kopciuszka, który również uciekł z balu przed północą. Czy jednak za
takie zachowania możemy winić nowe technologie? Oczywiście pytanie jest
retoryczne, bo Tinder, to jedynie narzędzie, a to od nas zależy to, jak z niego
skorzystamy. Poza tym, czy w przeszłości nie spotykaliśmy takich kopciuszków na
Gadu Gadu, Naszej Klasie albo na czacie Onetu, czy Gazety.pl?
Kopciuszek z gazety.pl
Ja ponad 10 lat
temu spotkałam kilku takich panów. Aplikacje randkowe wtedy jeszcze nie
istniały. Mieliśmy jednak fora, czaty, maile i gg. Jeden z nich miał na
imię Max i twierdził, że jest odnoszącym sukcesy maklerem giełdowym. Ponoć
przystojnym, ale nigdy nie zobaczyłam jego zdjęcia (w dzisiejszych realiach to
faktycznie chyba nie do pomyślenia). Kiedy jednak nastąpił moment, w którym
mieliśmy się spotkać, on nagle wyjechał w podróż motorem po Ameryce
Południowej. Z dnia na dzień rzucił pracę, mieszkanie, życie w stolicy i zamiast
Bieszczad wybrał miejsce, w którym zdecydowanie trudniej było go odnaleźć. Po
pół roku bez kontaktu odezwał się nagle z Kanady. Wtedy chyba chciałam wierzyć
w to, że ta cała historia była prawdą. Z perspektywy czasu po prostu się
uśmiecham. Może Max był kobietą, a może panem z ogromnymi kompleksami i pracą
odbiegającą od tej na Wall Street?
Adwokat prawie tak dobry jak Keanu Reeves
Będę jednak
adwokatem diabła. Kiedy myślimy o osobie, która flirtuje z innymi, a potem
nagle znika, to wyobrażamy sobie najczęściej kogoś o rysie narcystycznym.
Widzimy osobę, która nie liczy się z uczuciami innych, wykorzystuje ich do
podbudowywania swojego poczucia własnej wartości i bawi się nimi. Taka
Tinderella przeglądałaby się w oczach randkowiczów zbierając kolejne serduszka,
matche i słuchając komplementów na Tinderze.
Oczywiście może
to być jedna z wersji. Pamiętajmy jednak o tym, że narcyzm wiąże się tak
naprawdę z bardzo niską samooceną. I faktycznie są ludzie, którzy potrzebują w
ten sposób dowartościować się na różnych portalach. Mają żony, narzeczone,
mężów, chłopaków, ale chcą czuć się atrakcyjnie w oczach innych.
Najprawdopodobniej dlatego, że nie czują się tak w swoich własnych. Takie
wytłumaczenie było by jednak zbyt dużym uproszczeniem rzeczywistości. Wśród
tych znikających Kopciuszków są bowiem single, którzy chcieliby kogoś poznać i
być z kimś, ale jednocześnie bardzo się tego boją.
Tak mogą
zachowywać się osoby, które mają trudne doświadczenia w związkach. Sam akt
założenia konta w aplikacji randkowej, pokazuje, że ktoś włożył w to jakiś
wysiłek. Udostępnił swój adres e-mail albo konto na Facebooku, pokazał swój
wizerunek wystawiając się na oceny i komentarze. Jasne, może być nieczułym
narcyzem, ale też człowiekiem mającym za sobą trudnym związek. Może mieć
problem z zaufaniem i otworzeniem się na relacje.
Wyobraźmy sobie
na przykład mężczyznę, który został zdradzony przez swoją narzeczoną i
dowiedział się o tym przed ślubem. Najprawdopodobniej przez długi czas może on
nie ufać kobietom i nie chcieć żadnej do siebie za bardzo zbliżyć, bo
konsekwencją tego dla niego są ból i cierpienie. Jednocześnie jego potrzeby
komunikacji, atencji, wszelkie te, które można realizować przede wszystkim w
kontakcie z drugim człowiekiem, nie znikają. Dlatego czasem sięga po Tindera,
gdzieś w głębi duszy licząc na to, że może tym razem będzie inaczej. Może to
trochę naiwne i za bardzo romantyczne, ale świat zazwyczaj nie jest ani biały
ani czarny, a gdzieś bliżej skali szarości.
Strach przed
zobowiązaniami jest też czasem konsekwencją relacji, jakich doświadczyliśmy w
dzieciństwie. Kłopot z tym mogą mieć np. dzieci bardzo kontrolujących rodziców,
którym związki kojarzą się z normami, regułami, przed którymi całe życie
starały się uciec. Takie osoby jednak na partnerów często wybierają to, co jest
im najbardziej znajome, czyli kontrolujący profil. Kiedy jednak zaczną
czuć się „jak w domu”, zaczynają się wycofywać, dochodzą nawet do
wniosku, że nie nadają się do relacji. W takie schematy mogą wchodzić również
podczas poznawania ludzi przez Internet.
Strach przed
związkami może pojawić się także w sytuacji, kiedy dziecko w dzieciństwie czuło
się opuszczone przez ważnego dla niego opiekuna np. kiedy rodzice się rozwiedli
i jeden z rodziców zniknął z życia dziecka. Boimy się tego, że ktoś nam
udowodni to, że nie da się nas kochać. Dlatego wolimy uciekać jako pierwsi i
zostawiać innych ludzi, by samemu nie zostać odtrąconym.
Niechęć do
przeniesienia relacji do świata rzeczywistego, może być też związana z obawą
wynikającą ze skonfrontowania naszego wizerunku internetowego, z tym
prawdziwym. Pierwszą sprawą jest to, że w aplikacjach randkowych pokazujemy
często nierealistyczne, wstawiając np. odbiegające mocno od rzeczywistości
zdjęcia przerabiane w photoshopie albo zdjęcia bardzo nieaktualne. Drugą sprawą
jest to, że pokazujemy się często jako ludzie szczęśliwi, bezproblemowi, z
ciekawym życiem i z pasją. Nikt tak nie funkcjonuje 24 godziny na dobę. Wszyscy
mamy słabości, ale strach przed ujawnieniem ich, może być silniejszy od szansy
spotkania miłości swojego życia. No cóż, Kopciuszek też uciekł z balu, bo nie
chciał pokazać się w wersji no make up. ;)
Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś
Przyczyny
zachowania Tinderelli nie są więc zazwyczaj oczywiste. Nie zawsze musi to
wynikać z egoizmu i najczęściej wcale nie oznacza to, że coś było nie tak, z
jego „ofiarą”. Natomiast nawet najpoważniejsze powody nie zwalniają dorosłego
człowieka z dojrzałego zachowania i odpowiedzialności za to, co zdążył oswoić.
Jeśli nie czujemy się gotowi, albo jeśli nie mamy czasu na nową znajomość, coś
nam w niej nie odpowiada, to warto jednak zakończyć taką relację z empatią (nie
stosując np. ghostingu ;)). Warto też od początku jasno i otwarcie komunikować
swoje potrzeby i intencje, nie manipulując drugim człowiekiem.
Prawo Tinderelli
Bardzo trudno
nam to czasem zaakceptować, ale osoba, z którą rozmawiamy w Internecie lub, z
którą byliśmy na randce, ma prawo do wycofania się z tej relacji. Może okazać
się, że jednak nie czuje się w naszym towarzystwie dobrze, możemy przypominać
jej byłego partnera, może zwyczajnie czego innego szukała. Kiedy mówimy o tym,
że dopiero kogoś poznaliśmy i to jest początkowe stadium znajomości, nie
powinniśmy mieć pretensji o to, że ktoś się waha, nie jest przekonany albo
poznał kogoś, kto zainteresował go bardziej.
Warto spojrzeć
na to tak, że ktoś, ko w ten sposób wycofał się na tym etapie, tak
naprawdę nie zna nas, nie zdążył poznać nas w różnych sytuacjach życiowych i
nie wie, ile możemy mu zaoferować i ile tym samym stracił. Jego pech!
Takie dojrzałe
i pełne dystansu podejście nie jest jednak łatwe. Dla większości z nas bliższym
schematem jest po odtrąceniu, wcielenie się w rolę ofiary. Kiedy czujemy się
skrzywdzeni w internetowych relacjach, zbyt szybko właśnie to wybieramy. Skoro
jestem ofiarą, to szukam wsparcia i najczęściej to wsparcie dostaję. Mogę się
komuś wyżalić, zostać wysłuchanym, pocieszonym, usłyszeć dobre słowo na swój
temat i poczuć jedność w złości na Tinderellę. Od strony psychologicznej wydaje
się to być całkiem niezłym mechanizmem obronnym. Niestety nie jest to podejście
zbyt rozwojowe, bo możemy sobie łatwo wyobrazić scenariusz, w którym podobna
sytuacja za chwilę powtarza się z inną poznaną na Tinderze osobą. Zamiast
wcielać się w rolę ofiary, warto przypatrzeć się sobie w tej relacji. Być może
za szybko się zaangażowałam i zaczęłam wyobrażać wspólną przyszłość, nie znając
tak naprawdę tej osoby i nie wiedząc nic o niej. Być może zauroczyłam się
własną wyobraźnią, skoro jeszcze nie miałam szansy poznać tej osoby w
rzeczywistości?
Co robić?
Przede
wszystkim warto zwolnić i nie angażować się zbyt mocno w relację z ludźmi,
których tak naprawdę nie znamy. Zdarza się, że ludzie już w pierwszych
rozmowach przez Internet opowiadają o swoich największych sekretach, o ważnych
dla siebie sprawach, swojej historii, nie wiedząc tak naprawdę, kim jest osoba
po drugiej stronie. W ten sposób dajemy tym ludziom dostęp do nas, do tego, jak
nami zarządzać, jak z nami postępować. Jeżeli nasz rozmówca nie ma dobrych intencji,
a nie zdążyliśmy ich jeszcze poznać, to dajemy mu w ten sposób cale spektrum
różnych mechanizmów i narzędzi, które może on wykorzystać przeciwko nam,
np. by nami manipulować.
Słuchajmy też
uważnie, bo często od samego początku ludzie na aplikacjach randkowych mówią o
tym, po co tam są. Jeśli nie robią tego wprost, to komunikują to między
słowami. Użytkownicy aplikacji często wprost informują o tym, czego szukają:
zabawy, rozrywki, chcą po prostu z kimś porozmawiać. Problemem może być to, że nie
słuchamy albo nie chcemy zrozumieć odpowiedzi, kiedy ktoś na przykład bardzo
nam się spodoba.
Warto też dbać
o swoje standardy od samego początku. Po pierwsze warto je mieć, po drugie, nie
akceptować zachowań, które do nich nie przystają. Zdarza się, że ze strachu
przed tym, że ktoś nas odrzuci od początku godzimy się na zachowania, które nie
mają wiele wspólnego z szacunkiem i są dalekie od tego, co chcielibyśmy mieć w
swojej relacji. Tym samym akceptujemy zachowania, które powinny być czerwonymi
lampkami i znakami, że za chwilę druga osoba może zniknąć.
Zaczęłam od
wspomnienia czasów bohaterek Seksu w Wielkim Mieście, bo mam przeświadczenie,
że te wszystkie mechanizmy nie zmieniły się aż tak bardzo od lat 90tych w USA i
2000 w Polsce. ;) Nadal są ludzie, którzy z jednej strony pragną być z
kimś, z drugiej zaś, robią wszystko, by do tego nie dopuścić. Nadal za
większością tych sytuacji stoi strach, kompleksy, obawy przed oceną i wciąż
zbyt wiele ofiarujemy ludziom, których tak naprawdę nie znamy. A jeśli jesteś
trzydziestolatką, która wpadała w te same pułapki na gg, co teraz na
Tinderze, to może pora pożegnać się ze schematem?
Julitta Dębska
1 komentarze
Dobre miejsce dla coachów, masa informacji https://www.rafalszrajnert.pl/
OdpowiedzUsuń