Teoria miłości jako opowieści
Historie, baśnie, mity czy legendy od zawsze pełniły funkcję edukacyjną. Uczyły, jak zachować się w danej sytuacji, na co uważać. Współcześnie taką możliwość mają filmy, a nawet seriale. Nie wszystkie jednak uczą dobrych i przede wszystkim realistycznych wzorców. I pomimo tego, że kino to rozrywka, to warto zdawać sobie sprawę z tego, że obejrzane historie również wpływają na nasze przekonania dotyczące miłości. Między innymi filmy romantyczne kształtują naszą opowieść o miłości.
Posiadanie konkretnej
opowieści o miłości prowadzi do pewnych wyobrażeń na temat związku. Możemy
nawet nie zdawać sobie sprawy z tych poglądów, ani z tego, że są one
specyficzne dla naszej konkretnej opowieści o miłości. Przeciwnie, często
uważamy je za coś w rodzaju właściwych charakterystyk, czym jest lub powinna
być miłość i uważamy partnera, który nie
spełnia wymagań za w jakimś sensie nieudolnego. Ewentualnie możemy siebie
uważać za nieudolnych, bo nie potrafimy dostosować się do naszego wyobrażenia o
związku. Zatem, jeśli ktoś uważa miłość za interes, ale nie potrafi stworzyć
związku biznesowego, po kilku próbach może uznać się za nieudolnego.
Opowieści,
które wnosimy do związku powodują, że będziemy się zachowywać w określony
sposób, a nawet wywoływać pewne zachowania u innych.
Teorią miłości jako
opowieści zajmował się badawczo profesor psychologii Robert. J Sternberg. W
celu badawczym wyróżnił 26 takich typów
opowiadań np.:
- opowieść o uzależnieniu
– silne lękowe przywiązanie, niesamodzielne zachowanie, obawa przed utratą
partnera,
- opowieść o interesach –
związek jako propozycja biznesowa, pieniądze dają władzę, partnerzy w bliskim
związku są partnerami w interesach,
- opowieść baśniowa –
oczekiwanie, że ocali nas rycerz w lśniącej zbroi, albo że ożenimy się z
księżniczką i będziemy żyli długo i szczęśliwie,
- opowieść o grze –
miłość, jako zabawa albo sport,
- opowieść o ogrodzie –
miłość należy nieustannie pielęgnować i doglądać,
- opowieść o uczniu i
nauczycielu – miłość jest związkiem
ucznia i nauczyciela.
To tylko kilka
przykładowych opowieści, które potrafią mocno pracować w naszych głowach i
wpływać na wybory i zachowania. Co więcej z badań wynika, ze jesteśmy
szczęśliwsi z kimś, kto nosi w sobie podobną opowieść do naszej. Kiedy pewien typ opowieści mocno się w nas utrwali, to preferujemy filmy
i książki, które potwierdzają nasz schemat. Ciężko jest wtedy spojrzeć na
miłość w inny sposób.
I wszystko jest w
porządku o ile ta nasza opowieść nam sprzyja, np. jest opowieścią o ogrodzie i
pielęgnowaniu miłości. Gorzej jeśli uwierzyliśmy w to, że miłość to interes,
czy gra, ,zdecydowanie trudniej będzie wtedy zaufać drugiemu człowiekowi lub
samemu mieć czyste intencje.
Wszystko gra
Jednym z takich filmów, które pokazują miłość,
jako interes i grę jest Wszystko gra (Match Point) Woodego Allena. Woody Allen
w perfidny sposób zwodzi widza karmionego romantycznymi komediami, w których
miłość zawsze zwycięża i wszystko wybacza. "Wszystko gra" udaje taki
właśnie romans. Miłością głównego bohatera okazują się jednak władza, prestiż i
pieniądze i to dla nich nie tylko poświęca uczucie, ale i pozbywa się swojej
kochanki zabijając ją, bo ona staje się przeszkodą w jego życiu z wyższych
sfer. I ten film pomimo tego, że może budować lęk i brak zaufania wobec innych
ludzi, to niczym stara baśń o Sinobrodym, przekazuje nam prawdę o tym, że wśród
ludzi są także drapieżcy. Bardzo często zwodzą nas atrakcyjnymi pozorami, ale
musimy być czujni, by nie wpaść w ich sidła.
Komedie romantyczne
Allen tym filmem zdejmuje
widzowi różowe okulary, które często nakładają nam komedie romantyczne i
melodramaty. Niestety pod ich wpływem wierzymy w pewien nierealny i szkodliwy
wzorzec. Po pierwsze uczymy się tego, że jeśli to ma być miłość, to musi to być
forma strzału od pierwszego wejrzenia i że drugi człowiek od początku będzie
zdecydowany, pewny i niesłychanie romantyczny. To naraża nas chociażby na
spotkanie z narcyzem, który w pierwszym etapie relacji będzie nas uwodził tak
jak bohaterowie tych filmów, by potem zniszczyć nas jak bohater Match Point czy
Sinobrody. Sugerując się takimi filmami sądzimy, że szybkie tempo jest czymś
dobrym i naturalnym, a przez to możemy nie zauważyć po prostu czerwonych lampek
ostrzegawczych.
Komedie romantyczne i
filmy z tzw. happy endem pokazują tylko krótki wycinek historii bohaterów.
Koniec filmu nie jest jednak końcem historii związku. Po romantycznych fazach
zakochania i romantycznych początków, w naturalny sposób pojawiają się kolejne,
w których namiętność spada. Tego już w kinie nie widzimy. Jest to naturalna
dynamika relacji, jednak oglądając tylko romantyczne komedie możemy błędnie
uwierzyć w to, że tak właśnie wygląda miłość na każdym jej etapie i wycofywać
się, kiedy odpowiednie hormony w naszym organizmie opadną.
Takie filmy budują też w
nas wiarę w istnienie tej jedynej miłości lub tego jedynego. To może wyrządzić
ogromną krzywdę, gdy np. nie potrafimy zapomnieć przez lata o kimś, kto od nas
odszedł i otworzyć się na nową miłość. Wpływa to też na nierealne wymagania i
oczekiwania wobec potencjalnego partnera, co może skutkować nieumiejętnością
zbudowania relacji.
La La Land
Dlatego moim ulubionym
filmem utrzymanym w tej konwencji jest
La La Land. Lubię go, bo pokazuje zwyczajnych ludzi z bardzo realistycznymi dylematami.
W tym filmie widać też kolejne etapy relacji, od zakochania aż po rozpad.
Kiedy Mia i
Sebastian zaczynają się spotykać z zaciekawieniem wchodzą w swoje światy, są
dla siebie wsparciem, opoką i trenerem motywacyjnym.
Naturalne
jednak w związku jest to, że po początkowej fazie zachwytu, zakochania, w
której to patrzymy na partnera przez różowe okulary skupiając się tylko na tym,
co jest w nim piękne i dobre, przychodzi moment kryzysu. Jest to faza
niezadowolenia, buntu, w której zwracamy uwagę przede wszystkim na to, co jest
źle, co nas różni i czego w partnerze nie lubimy. Jeśli będziemy świadomi tego,
że właśnie wkroczyliśmy do tej fazy (bo przechodzi przez nią każdy związek) i
będziemy umieli na tym etapie dojrzale komunikować się z partnerem, zwiększamy
swoje prawdopodobieństwo na happy ending, a raczej na happily ever after, bo
szczęśliwe zakończenia są faktycznie tylko w amerykańskich filmach, a w naszym
codziennym życiu mierzymy się jeszcze ze światem, który jest po napisach
końcowych.
Sebastian zmienił
się, zrezygnował ze swoich ideałów i
zapomniał na chwile o wartościach, którymi się kieruje. Początkiem tej trudnej
dla jego dziewczyny przemiany był
telefon przyszłej teściowej! Bo tak to w życiu bywa, że poza dwójką
zakochanych są też osoby trzecie, które lubią doradzać, wtrącać się i czy
tego chcemy czy nie, tworzymy z nimi pewną konstelację, która ma wpływ na nas i
na nasze zachowania. Tak też stało się w tym wypadku. Sebastian usłyszał
przypadkiem, że owa teściowa podważa to, co robi i ile zarabia. Wpadł w pułapkę
myślenia "nie jestem dla niej dość dobry", albo inaczej "nie
zasługuję na nią". I od tego momentu starał się zasłużyć. Chcąc udowodnić
to, że nie jest tylko marzycielem, ale zrealizuje swój cel i zarobi pieniądze,
oddalił Mię od siebie. Kierował się nie oczekiwaniami Mii, a otoczenia. Myślał,
że w ten sposób zasłuży na ten związek, wykaże się, a w oczach partnerki po
prostu zmienił się nie do poznania - na gorsze.
Mia też nie
była w tym wszystkim bez skazy. Nagle Sebastian zaczął odnosić sukcesy. Miał
swoje przysłowiowe pięć minut. Koncerty, występy w mediach, sesje zdjęciowe.
Nie było to może zgodne z jego ideą grania klasycznego jazzu, ale jak się
później okazało, był to krok, który otworzył mu do tego drzwi. Jakie wsparcie i
zrozumienie dostał od partnerki? No właśnie tych dwóch elementów w tym momencie
zabrakło. Mia była skoncentrowana przede wszystkim na sobie. Na tym, jak ona
się w tym czuje, jak to na nią wpływa, budząc tym samym poczucie winy w
Sebastianie. Zaczęła również podważać to, co robi i krytykować go. Co zrobiłaby
na jej miejscu dojrzała kobieta? Cieszyłaby się z sukcesu ukochanego i dawała
mu potrzebne w tym momencie wsparcie. W życiu każdego z nas są różne górki i
dołki. Nie zawsze będziemy trwać w sytuacji, którą zastaliśmy na początku
związku. Możemy zarówno stracić pracę, jak i awansować na stanowisko prezesa. I
wtedy weryfikuje się często to, kogo pokochaliśmy, czy drugiego człowieka, czy
swoje wyobrażenie o nim.
Sebastian
również mógł się wykazać większą empatią, być bardziej asertywny w stosunku do
współpracowników i wspierać Mię, która czuła się w tym momencie niedoceniana.
Jego postawa także nie była dojrzała. Dlatego związek się rozpadł.
Szkoda, bo w
dalszej części filmu widzimy, że to nie było zauroczenie, a miłość. Miłość
rozpoznajemy w postawie Sebastiana, który już po rozstaniu mobilizuje
dziewczynę do walki o swoje marzenia. Jedzie po nią setki kilometrów, by zabrać
ją na kasting, który okazuje się być szansą jej życia. Wie też o tym, że
właśnie w ten sposób traci ją raz na zawsze, ale daje jej przestrzeń do
realizacji swojego pragnienia.
Czy można
było rozwiązać to lepiej? Zapewne. Wizję idealnego scenariusza widzimy podczas
ostatniego występu Sebastiana przed Mią, który miał miejsce w jego własnym
jazzowym klubie. Wtedy w myślach bohaterów pojawia się idealny scenariusz, na
który wcześniej nie byli gotowi.
Bywa, że
żałujemy tego, co było i zastanawiamy się, co by było gdyby. Pamiętajmy jednak,
że zawsze zachowujemy się tak, jak najlepiej potrafimy w danej chwili. W tym
konkretnym momencie życia, para bohaterów nie potrafiła postąpić inaczej.
Co nie oznacza, że nie należy wyciągać wniosków z tego, co dzieje się w naszym
życiu. Każda taka sytuacja jest dla nas okazją do analizy swojego
zachowania, emocji, reakcji i świadomego wyboru nie powtórzenia negatywnego dla
nas wzorca w przyszłości.
Jakie wnioski warto wyciągnąć z historii bohaterów La La Land?
Po pierwsze,
potrzeby w związku są bardzo ważne. Pamiętajmy jednak o tym, że nie chodzi tylko o nasze
potrzeby, ale również o potrzeby naszego partnera. Oczywiście podstawą jest to,
by samemu być świadomym tego, czego się potrzebuje i umieć to komunikować w
odpowiedni sposób. Związek to jednak gra drużynowa i jeśli zależy nam na drugim
człowieku to warto znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą zaspokoić
pragnienia obu stron.
Po drugie,
komunikujmy się otwarcie, ale bez agresji i nie twórzmy w swoich głowach
alternatywnych wersji świata. Kiedy ze sobą nie rozmawiamy lub boimy się na
przykład o coś zapytać, dopowiadamy sobie...najczęściej negatywną wersję
zdarzeń. Pozwalanie na to, by nasza fantazja niszczyła piękną rzeczywistość
jest naprawdę bez sensu.
Po trzecie,
nie projektujmy innym życia. Nie decydujmy za innych, co będzie dla nich
najlepsze. Dajmy partnerom możliwość wpływu na swój los.
Ona
Filmem, który mnie poruszył, ale też z perspektywy kilku lat od jego premiery, jeszcze bardziej skłania do refleksji nad kondycją współczesnych relacji jest „Ona” („Her”) Spike’a Joneza. Reżyser pokazuje w nim wizję przyszłości, w której ludzkość cierpi na samotność i głód bliskości. W obecnych czasach ma się wrażenie, że ta przyszłość jest na wyciągnięcie ręki albo, że już jej doświadczamy. W filmie widzimy społeczeństwo, które nie potrafi się ze sobą komunikować i tworzyć relacji. Ludzi tęskniących za intymnością, ale nie potrafiących zbudować dojrzałego związku.
Główny
bohater zakochuje się w sztucznej inteligencji. jedno z kochanków nie
jest człowiekiem, ale to i tak jest historia skupiająca się na uczuciach,
emocjonalnej niedojrzałości i wzajemnych, niespełnionych oczekiwaniach.
Theodore chce przecież partnerki, która będzie go motywowała, skupi się tylko
na nim i będzie żyła jego życiem. Kobieta z własnymi planami oraz wizją związku
(a więc realna) wydaje się dla niego nie do przyjęcia. Właśnie dlatego tak
atrakcyjna jest Samantha, program bez własnego życia, własnych przyjaciół czy
historii. Gdy udaje jej się uniezależnić, Theodore czuje się zagrożony, a
niemal każdą rozmowę Samanthy z kimś innym zaczyna traktować jak zdradę.
Mimo tego sympatyzujemy z
bohaterem. Film jest o przyszłości, ale śmiało możemy się z bohaterem
zidentyfikować. Problemy Theodora przypominają te, które ma współcześnie wielu
ludzi. Theodor żyje wspomnieniami o byłej partnerce i nie potrafi uwolnić się
od tej historii. Ma on duże problemy interpersonalne, jest samotnikiem, który
lepiej czuje się w świecie technologii. Zawód, który wykonuje pokazuje, że nie
jest on w tej samotności odosobniony. Pracuje jako copywriter pisząc listy
miłosne za innych ludzi. Okazuje się, że niektóre pary żyją ze sobą jedynie w
wirtualnej rzeczywistości od lat i nie widzą potrzeby, by się spotkać. Albo
zwyczajnie boją się rozczarowania sobą i drugim człowiekiem. Taką rzeczywistość
możemy już obserwować w Japonii czy Korei Południowej. W naszym społeczeństwie
plaga samotności również rozwija się w ogromnym tempie, a ten film jest jak
tzw. wake up call. Zwraca uwagę na społeczny problem i jego konsekwencje.
Oglądając film po kilku
latach od jego premiery, dostrzegłam w nim jeszcze jedną warstwę. Jest on tak
naprawdę o tym, że wszyscy się zmieniamy, a wraz z nami zmienia się nasza
miłość i czasem tę miłość trzeba puścić, by np. dać się komuś rozwinąć.
Czasem
trzeba ja puścić, bo w danym miejscu i czasie za bardzo się od siebie różnimy i
męczymy się ze sobą, ale to nie przekreśla wszystkiego, co miedzy nami
było.
Ten film
pokazuje to, jak się rozstawać i to, ze czasami jest to lepszą decyzją.
Rozstanie okazuje się uwalniające dla przyjaciółki Theodora, ale też rozstanie
z Samantha (sztuczną inteligencją) uczy Theodora tego, jak powinien spojrzeć na
swoja relacje z żoną. Ostatni list w filmie jest dlatego listem do żony,
podziękowaniem za to, co razem przeżyli. Takie wybaczenie sobie i drugiemu
człowiekowi daje prawdziwą wolność i tego nauczyła Theodora relacja z
Samantha.
Współczesne filmy
Współczesne filmy o
miłości poruszają właśnie bieżące problemy. Na przestrzeni lat nasze wartości
spojrzenie na miłość, styl życia, problemy i role w związku znacznie się
zmieniły, dlatego również jako widzowie potrzebujemy nowych archetypów i
punktów odniesienia. Na ekranie lubimy oglądać siebie i to nas tak naprawdę
najbardziej porusza. Czasem są to jeszcze niezrealizowane części nas albo w
pełni nieuświadomione, czy wstydliwe, ale tacy ludzcy bohaterowie, z którymi
łatwo jest się utożsamić, sprawiają, że film jest dla nas ważny i zapamiętujemy
go.
Typowe hollywoodzkie
historie coraz mniej zwracają naszą uwagę. Stąd chociażby brak happy endu w La
La Land. Taki scenariusz jest bliższy życiu. Nowsze historie o miłości, które
trafiły do ludzkich serc, pokazują wielowymiarowego człowieka z jego
problemami.
Wstyd
Jedną z takich
nieoczywistych jest film Wstyd. Znów mamy bardzo pogubionego bohatera. Na pozór
odnoszącego sukcesy pracownika korporacji, który ma ogromne problemy
emocjonalne, trudności w relacji i ze sobą i z innymi. Odreagowuje to
seksoholizmem. Ale to nie filmy porno, czy prostytutki są trudnością, a
nieumiejętność poradzenia sobie z problemami z przeszłości i ogromna samotność.
Znów mamy bohatera, z którym możemy się utożsamić, dlatego jego postać choć trudna,
to wzrusza i do końca chcemy wierzyć w jego przemianę. Film pokazuje nam, że
jeśli nie weźmiemy się za siebie i nie przestaniemy udawać sami przed sobą, że
wszystko jest w porządku, to sami siebie powoli zniszczymy. To też obraz
człowieka, który bardzo chce kochać, ale nie potrafi, dlatego wybiera formy,
które nie każą mu się emocjonalnie angażować. One jednak nie dają mu szczęścia,
dlatego bohater czuje pustkę, którą próbuje sobie kompensować przypadkowymi
znajomościami. To pokazuje nam, że najpierw musimy zrobić porządek sami ze
sobą, pokonać demony z przeszłości, zająć się relacjami z najbliższą rodziną,
pójść na terapię, dopiero wtedy można
pomyśleć o tworzeniu dojrzałej relacji.
Turysta i Titanic
Wiele współczesnych
filmów o miłości pokazuje tak naprawdę ludzi, którzy nie potrafią budować
relacji, bo to jest historia, która dotyczy wielu z nas. Natomiast filmy o
związkach również coraz częściej wyglądają inaczej. Zamiast sielankowej rodziny
mamy np. obraz rodziny w skandynawskim filmie Turysta. W nim małżeństwo z
dziećmi wyjeżdża na narty w Alpy. Sielankowy obraz zostaje jednak zburzony, gdy
pojawia się lawina. Wszyscy przeżyli, nikomu nic się nie stało, ale po tym
wydarzeniu nic nie jest już takie samo. Wyobrażenia i wzorce żony konfrontują
się z zachowaniem męża, który chronił w czasie lawiny tylko siebie i uciekł.
Film Östlunda stanowi gorzką lekcję pokory i po raz kolejny inscenizuje
nierówną walkę kultury z naturą, zewnętrznych konwenansów z drzemiącymi w
człowieku instynktami. Przede wszystkim jednak, z sarkastycznym poczuciem
humoru, tworzy na ekranie obraz świata, w którym nie jesteśmy w stanie sprostać
społecznym oczekiwaniom i celom stawianym samym sobie. Obraz pokazuje nam, że
przysięga, że będziemy się kochać i troszczyć o siebie aż do śmierci, może być
niemożliwa do zrealizowania, kiedy spotykamy się z wydarzeniami ekstremalnymi.
Nie jesteśmy przewidzieć tego, jak się wtedy zachowamy. Ale nasze oczekiwania
wobec tego, co powinniśmy zrobić, mogą nas zniszczyć. Nijak się to ma do
heroicznej postawy, którą widzieliśmy w filmie Titanic. I Titanic buduje
właśnie takie oczekiwania wobec partnera. Mężczyzna, który znał kobietę
zaledwie kilka dni, nic o niej nie wiedział, oddał dla niej życie.
Turysta, to kolejny
obraz, który pokazuje nam, że na partnera warto spojrzeć, jak na człowieka z
krwi i kości, który toczy swoje wewnętrzne walki, ma swoją historię, problemy i
nie jest idealny. Czasem warto mu odpuścić. I sobie, bo mając zbyt wygórowane
oczekiwania wobec partnera, nie możemy w pełni spełnić się w relacji.
Przeminęło z wiatrem
Z klasyków taką
wielowymiarową postacią, która większości z nas przypadła do gustu mimo wielu
wad, jest Scarlett O’ Hara z przeminęło z wiatrem. Jest charyzmatyczna,
odważna, ma w sobie coś, co nas do niej przyciąga. Mimo tej swojej siły, nie
radzi sobie kompletnie w miłości. Podąża za czymś, co nie jest osiągalne,
odtrącając jednocześnie to, co mogło by dać jej szczęście. Kobiety kochają
Scarlett, bo ona obrazuje to, co ma w sobie wiele z nas.
Tego czym jest miłość
uczymy się już jako małe dzieci. I jeśli rodzic nie okazuje nam uwagi lub jako
dzieci czujemy się odtrącane, to właśnie to odtrącenie będzie nas pociągać.
Póki nie zrozumiemy tego wzorca i go nie pożegnamy będziemy, jak Scarlett, nad
którą dominują emocje małej dziewczynki, czyli przeszłość, która nie pozwala
jej stać się w pełni dojrzałą kobietą. Ona często zachowuje się, jak mała,
rozwydrzona dziewczynka w piaskownicy, która krzyczy, by zwrócić na nią uwagę.
Tak naprawdę to kolejny film, który pokazuje, że musimy sobie poukładać świat
wewnętrzny, by móc otworzyć się na prawdziwą miłość.
Miłość z przeszkodami – Romeo i Julia, Pamiętnik
To, co lubimy oglądać na
ekranie, to miłość z przeszkodami. To trochę utrwalanie takiej opowieści w nas,
że na prawdziwą miłość trzeba zasłużyć. Jeśli przychodzi od tak, po prostu, to
ma jakby mniejsze znaczenie. To znów trochę niebezpieczne, bo mając taki
wzorzec w sobie możemy nie dawać szansy uczuciom, które wydają się normalne,
zwyczajne, ale dały by nam po prostu spokój, bezpieczeństwo i na dłuższą metę
byłyby dla nas często lepsze. To, co trudne do zdobycia nas pociąga. Stąd tak
wielka wzajemna fascynacja sobą u Romea i Julii, czy u bohaterów Pamiętnika.
Kto wie, czy te uczucia byłyby tak silne, gdyby nie zewnętrzne przeszkody.
Mogło by się okazać, że owoc, który nie jest zakazany nie smakuje już tak samo.
Natomiast te przeszkody na początku faktycznie pomagają w narodzinach uczucia.
Pamiętajmy jednak o tym, że po tych fazach zakochania i fascynacji, przychodzi
normalność i znów nie możemy oczekiwać, że będziemy na wiecznej adrenalinie.
Przypatrz się swojej własnej fabule
Warto
przypatrzeć się sobie i temu, jakie historie preferujemy. Odpowiedz sobie na
kilka pytań.
- Która z filmowych opowieści o miłości jest Ci najbliższą? Co to mówi o Tobie?
- Którym z bohaterów filmów o miłości chciałbyś być? Co to mówi o Tobie?
- Z którym z bohaterów filmów o miłości najbardziej się identyfikujesz? Co to mówi o Tobie i Twojej sytuacji?
- Co to mówi Ci o tym, czym jest dla Ciebie miłość, związek, partner? Co to dla Ciebie oznacza?
Julitta Dębska