Jeszcze nie tak dawno emocje wzbudzały małżeństwa homoseksualne. Teraz już nikogo nie dziwi, że Ellen DeGeneres wzięła za żonę piękną aktorkę Portie de Rossi. Oczywiście nadal obrońcy tradycyjnej rodziny zgłaszają do tego uwagi, ale obecność w społeczeństwie par homoseksualnych, które nie muszą kryć się ze swoją miłością, większości już raczej nie dziwi. Jest to część naszej rzeczywistości. Moim zdaniem, już zupełnie niekontrowersyjna.
Poliamoria
Znacznie większą zmianą może okazać się odejście od klasycznego modelu pary, czy to hetero czy homoseksualnej, w stronę związków poliamorycznych. Poliamoria to zjawisko coraz bardziej powszechne. Osoby wybierające ten styl życia z niezwykłą przedsiębiorczością dążą do większej wolności wyboru, autentyczności i otwartości. Nie dziwi więc, że skupiska tego rodzaju wspólnot można znaleźć w miejscach rozkwitu kultury start-upów, np. w Dolinie Krzemowej.
W poliamorii nie chodzi jedynie o seks i wolność. Jest to raczej nowy sposób tworzenia wspólnot. Poliamoryści przedstawiają swój styl życia jako poważne przedsięwzięcie wymagające od wszystkich partnerów namysłu, dojrzałości i wielu rozmów.
Skąd taki wybór?
Co może przyciągać ludzi do tego rodzaju relacji? Wygląda na to, że etos indywidualizmu zaczyna nas powoli męczyć i jest to odpowiedź na samotność i izolację z nim związaną. Wybór poliamorii oznacza tęsknotę za wspólnotą i wartościami, które ona za sobą niesie.
Jeśli rozejrzymy się wokół, to zauważymy zapewne w naszej przestrzeni przewagę tzw. rodzin nuklearnych, Są ro rodziny małe, dwupokoleniowe, składające się z rodziców i ich biologicznych dzieci. Jest to model charakterystyczny dla społeczeństw przemysłowych. Pozwala on na na większą ruchliwość i autonomię rodziny względem grupy krewnych. Osoby funkcjonujące w takim modelu są jednak narażone na poczucie osamotnienia. To, co jawiło się starszym pokoleniom, jako atrakcyjne i dające szersze możliwości, okazuje się nie wystarczać młodym, którzy tęsknią za relacjami sieciowymi. Niektórzy z nich to w poliamorii odnajdują dawną wielopokoleniową rodzinę czy wioskę, w której za realizację potrzeb nie był odpowiedzialny jeden człowiek w postaci życiowego partnera.
Kolejnym z powodów wyboru takiego stylu życia, jest właśnie zbyt duże obciążenie partnerów wzajemnymi wymaganiami. To, co kiedyś realizowano w rodzinie wielopokoleniowej lub w społeczności lokalnej takiej jak wioska, teraz często jest naszym wymogiem względem drugiej połówki. Chcemy by nasz partner był kochankiem, przyjacielem, opiekunem, spowiednikiem, psychologiem, kucharzem itd. Często jest to po prostu niemożliwe do zrealizowania. Wszyscy mamy swoje słabsze i mocniejsze strony i każdy z nas ma ograniczony czas. Dlatego też takie wymagania są źródłem frustracji i braku zadowolenia w związku. Wybór poliamorii może wydawać się rozwiązaniem tego problemu.
Czy można zaspokoić te potrzeby inaczej?
Myślę, że jak najbardziej tak, ale trzeba trochę odpuścić swojemu partnerowi i nie wymagać od niego bycia nadczłowiekiem. Zamiast tworzenia związków poliamorycznych, na początek może wystarczyć chociażby posiadanie sieci znajomych, przyjaciół i zadbanie o relacje z krewnymi i rodziną.
Jakie z tego wnioski?
Jesteśmy bardzo samotnym społeczeństwem i to właśnie samotność jest jednym z największych problemów naszych czasów, który może doprowadzić do poważnych zmian kulturowych. Czy tak się stanie? Te zmiany powoli dzieją się na naszych oczach lub za naszymi ścianami. Za kilka lat dowiemy się, czy terapeuci będą w swoich gabinetach przyjmować pary, czy może znacznie większe społeczności.
Jakie jest twoje zdanie? Czy nowe struktury mają szansę wyprzeć tak zakotwiczoną w naszej wyobraźni parę?
Julitta Dębska