Zdradzona i syndrom Hillary Clinton
W poniedziałkowy poranek byłam gościem Pytania na Śniadanie. Dyskusja dotyczyła zdrady i tego dlaczego kobiety decydują się na rolę kochanki. Chciałabym temat zdrady pogłębić w kilku następnych artykułach. W dzisiejszym skoncentruję się na osobie zdradzonej, zwłaszcza na kobiecie. Nie dlatego, że mężczyźni nie są zdradzani, ale w mniejszym stopniu dotyka ich tytułowy syndrom Hillary Clinton.
Najsłynniejszy seksskandal w amerykańskiej polityce to niewątpliwie "afera rozporkowa" z udziałem prezydenta Billa Clintona. Romans ze stażystką Moniką Lewinsky, o mało nie doprowadził go do usunięcia z urzędu przez Kongres. Ostatecznie prezydent dokończył drugą kadencję, a sprawa Zippergate zwiększyła jego popularność w społeczeństwie. Hillary mimo udowodnionej zdrady zdecydowała się zostać przy mężu. Ta decyzja zaskoczyła Amerykanów. Wyborcy czego innego od niej oczekiwali. W czasach, kiedy kobieta może po prostu odejść, ona została i wspierała męża w tej sytuacji. Wypominano jej to nawet podczas wyborów prezydenckich w 2016 r., kiedy startowała na urząd prezydenta USA. Syndrom Hillary dotyczy więc kobiet, które czują dużą zewnętrzną presję, by odejść, kiedy mężczyzna je zdradzi.
Kobiety mają w obecnych czasach duże wsparcie społeczne w sytuacji zdrady. Przyjaciele, rodzina, współpracownicy nie zachęcają kobiet do tego, by zostały przy mężu, jak to było kiedyś. Wprost przeciwnie. Większość naszych przyjaciółek w takim momencie udzieli nam rady, by odejść jak najprędzej i dać sobie szansę na nowe życie. Wsparcie jest bardzo potrzebne. Dzięki niemu wiemy, że jeśli odejdziemy od partnera nie zostaniemy same, nasi bliscy z nami będą. Nie będziemy osądzane, oceniane i krytykowane.
Co jeśli jednak kobieta z różnych powodów nie chce odejść od męża? Takie kobiety boją się mówić o tym, co im się przydarzyło. Bywa, że nie opowiadają o zdradzie nawet siostrze czy najlepszej przyjaciółce. Nie tyle wstydzą się tego, że je zdradzono (bo przecież to przydarza się wielu osobom), ale tego, że mimo zdrady chcą dalej w tym związku być. Trzymają więc w sobie tajemnicę, często coraz bardziej separując się od ludzi. Te, które zdecydują się mówić o swojej sytuacji są narażone na krytykę i brak zrozumienia ze strony otoczenia. Tymczasem to zdradzona kobieta, a nie jej znajomi, pozostaje z konsekwencjami swoich wyborów.
Nie jestem fanką zdrad i w żaden sposób do zdrady nie zachęcam, ale zdarzają się sytuacje, w których zdrada jest katalizatorem pozytywnej zmiany w związku. Nagle pryska bańka mydlana, widzimy, że np. przestaliśmy się ze sobą komunikować albo ta komunikacja miała w sobie dużo przemocy. Zauważamy to, że przyjęliśmy partnera za pewnik, a całą swoją energię oddawaliśmy pracy i codziennym zadaniom, pomijając w tym wszystkim ukochaną osobę. Taki moment wstrząsu może być punktem wyjścia do odnowy relacji w przypadku tych, którzy zdecydują się dalej być ze sobą.
Domyślam się, że zdecydowanie mniej zdradzonych kobiet wybierze tę ścieżkę. 3/4 pozwów rozwodowych w Polsce jest składana przez kobiety. I jeśli kobieta tak czuje i jest tego pewna to dobrze. Warto jednak przede wszystkim podejmować życiowe decyzje w zgodzie ze sobą, a nie pod presją.
Jakie jest Twoje zdanie?
0 komentarze